To był upalny poranek.
Sierpień w Rzymie bywa nie do zniesienia, nawet dla mnie.
Temperatura niebezpiecznie zbliżała się do 40 stopni, a ja leżałam w łóżku, przy dwóch wiatrakach i dosłownie się rozpuszczałam. Rozgrzana do czerwoności postanowiłam pojechać nad morze, odprężyć w promieniach słońca, poczytać książkę i popływać.
Plan zrealizowałam w 200%.
Kto jak kto, ale ja dobrze wiem, jak sobie dogodzić i porządnie się zrelaksować.
Większość osób, które w lato odwiedzają Rzym i mają ochotę na plażowanie – wybierają Ostię. Prawdopodobnie dlatego, że jest najbardziej popularna.
Lokalsi jednak wiedzą, że blisko Romy można znaleźć przyjemniejsze zakątki plażowe, jak np. Nettuno, które uwielbiam.
Tym razem wysiadłam wcześniej niż zazwyczaj i wylądowałam w naprawdę uroczym miejscu..
Około godziny 18:00 uznałam, że jestem zmęczona dolce far niente, głodna i postanowiłam wrócić do Rzymu. Oczywiście, nie sprawdziłam rozkładu jazdy, spóźniłam się na pociąg, a następny odjeżdzał za 2 godziny… Podczas rozmowy z Panią bileterką przysłuchiwała mi się uśmiechnięta para w wieku moich rodziców. Podeszli i stanowczo oznajmili, że na pewno nie będę czekać tak długo sama na stacji. Ani się obejrzałam i znalazłam na rodzinnej imprezie, z okazji ostatniego dnia pobytu nad morzem.
Impreza odbywała się na wielkim tarasie, z przepięknym widokiem na wodę.
Nigdy tego nie zapomnę.
Wszyscy przyjęli mnie bardzo ciepło.
Natychmiast podali mi schłodzone wino, jedzenie, zagadywali i szybko poczułam się, jak w grupie dobrych znajomych.
Dowiedziałam się, że rodzina pochodzi z Lombardii. Dom letni odziedziczyli po dziadkach i chociaż dzieli ich spora odległość od miejsca zamieszkania, to z przyjemnością spędzają w nim wakacje.
Miłe małżeństwo, które zgarnęło mnie ze stacji miało 3 dzieci i 3 rodzeństwa. Wszyscy oprócz jednego chłopaka (Marco) założyli już rodziny i przyjechali ze swoimi drugimi połówkami.
Marco się spóźniał.
Jego mama i siostry dużo o nim mówiły.
Że taki przystojny, że taki mądry, że taki wysportowany, że taki gentelman…. aż w końcu z ciekawości zapragnęłam go poznać.
Rzadko spotyka się ideały w życiu. 🙂
Mnie też podpytywały, czy mam chłopaka i dużo komplementowały. Białe wino szybko wprawiło mnie w stan rozluźnienia, więc nie zauważyłam, że grupa pań chciała mnie po prostu wybadać.
Było bardzo miło… popołudniowe słońce łagodnie smagało mi skórę, a szum fal i zapach plaży koiły zmysły. Czas upływał przyjemnie i oczywiście przegapiłam kolejny pociąg. Nic na to nie poradzę, że kiedy ktoś podstawia mi pod nos pyszne jedzenie i dobre wino, to wszystko inne przestaje się liczyć.
Zaraz będzie! – nagle krzyknęła Pani mama.
Szybko sprawdziłam, jak się prezentuję i byłam zadowolona. Cóż… nieskromnie powiem, że to był dobry dzień na poznanie męskiego ideału.
Marco zadzwonił przez domofon.
Wszedł do domu.
Ciężkim krokiem wspiął się po schodach.
Otworzył drzwi.
Wkroczył na taras….
Pani Mama wzięła mnie za rękę oraz zaprowadziła do Marco.
Przedstawiła nas sobie mówiąc: “to jest ta śliczna turystka, o której Ci opowiedziałam przez telefon, zapoznajcie się kochani”.
I poszła.
Marco lat 33 zdecydowanie nie był moim wizualnym ideałem. Był niewysokim blondynem (niższym ode mnie, a ja mam 163 cm wzrostu), z przerzedzoną czupryną, chudymi nóżkami i piwnym brzuszkiem.
Marco zaczął rozmowę od tego, że świetnie jeździ na motorino, a wszyscy inni nie.
Marco pochwalił się, że jest utalentowanym handlowcem, tylko te głupie firmy nie chcą go zatrudniać, a głupi ludzie nie chcą od niego kupować.
Marco powiedział, że kobiety to z natury są złe i nie można ich rozpieszczać.
Marco z aprobatą wyraził się na temat mojego wyglądu, zaznaczając, że on nie lubi chudych dziewczyn, bo nie ma je za co złapać (jakby mnie za coś złapał, to straciłby chyba rękę!).
Marco głośno siorbał wino, za co ja z moim nadwrażliwym słuchem miałam ochotę urwać mu jęzor i wywalić do morza rybom na pożarcie.
Co za buc!
Natychmiastowo poczułam, że nadszedł czas ewakuacji.
Teatralnie powiedziałam do mojego wątpliwie uroczego rozmówcy, że zrobiło się późno, a ja muszę z wielkim żalem uciekać do Rzymu.
Początkowo rodzina próbowała mnie przekonać, żebym jeszcze została, bo Marco przecież może mnie odwieźć do domu. O nie! Prędzej bym zrezygnowała z jedzenia słodyczy, niż spędziła z nim tyle czasu w samochodzie.
Pożegnałam się ze wszystkimi oraz podziękowałam za niespodziewanie ciekawy i miły wieczór. Inni uczestnicy imprezy byli naprawdę przemili, tylko Marco okazał się być czarną owcą.
Zeszłam na dół.
Marco spytał, czy może mnie odprowadzić na stację kolejową.
Zniecierpliwiona powiedziałam, że nie mam ochoty na towarzystwo.
Marco spytał, czy dam mu swój numer telefonu.
Dałam… tylko przy jednej cyfrze omsknął mi się palec. Oups.
Marco na pożegnanie powiedział, że będzie z nas piękna para, a może i nawet małżeństwo… bo mamy wyjątkową nić porozumienia.
Starałam się nie parsknąć śmiechem.
Wyszłam oraz pognałam na stację kolejową.
Wróciłam do mieszkania i pomyślałam, że kocham moje pełne dziwnych przygód życie.
Jeśli podobała Ci się moja historia, to koniecznie daj znać w komentarzu pod postem na FB lub IG. <3
Właśnie przeczytałeś/aś fragment napisanego przeze mnie PLANERA PO RZYMSKICH WAKACJACH.
Jeśli chcesz poznać moje ulubione miejsca do plażowania blisko Rzymu lub inne nieturystyczne perełki w Wiecznym Mieście – to zajrzyj do zestawu MUST HAVE na rzymskie wakacje w rytmie la dolce vita.